🔴 Być Jak MIKE TYSON – „Iron Mike” Mentalność BESTII 🧠

BYĆ JAK MIKE TYSON „Iron Mike” i Mentalność BESTII

 

 

 

Dzień dobry, dzień dobry, z tej strony Bartłomiej Florek – oproblemachinaczej.pl

W dzisiejszym wpisie i jednocześnie podcaście, rozłożymy sobie na talerzu niczym wykwintne danie, filozofię Mike’a Tysona, który w temacie skuteczności i performance’u może powiedzieć nam wiele, albo nawet zbyt wiele. Chociaż.. W sumie.. Czego by i tak nie powiedział, i czego nie powiedziałbym Ci ja.. słuchanie, a robienie to dwie różne rzeczy. Chcenie, a robienie to też dwie różne rzeczy. Nazwijmy to “wiedzenie”, a robienie to też dwie różne rzeczy. Bo jak mawiał Alfred Adler: “Ludzie zbyt dużo wiedzą, a zbyt mało rozumieją”. Czyli.. Chuj z tego, że wiesz, skoro nie rozumiesz i dalej i nie robisz. Po tym jakże krótkim wstępie, mam nadzieję, że zgodnie z zasadą 5/15/80 – 80% słuchaczy nam już właśnie odpadło i zostali tylko Ci, którzy rzeczywiście choć cokolwiek robią, a nie tylko wiedzą. Tak więc, jeśli jesteś gotów i gotowa przyjąć i przejąć tajniki filozofii i postawy, którymi kierował się “Żelazny Mike”, po czym również zechcesz przełożyć je na swoje życie i swoje WYNIKI, to…

 

„Każdy ma plan, dopóki nie dostanie w pysk.”

 

To jest cytat, który powinno się wytatuować na czole wszystkim biznesowym „coachom” od strategii i ludziom, którzy myślą, że życie to Excel. Tyson mówi to w kontekście boksu – bo w ringu każdy przeciwnik ma swoją wizję, taktykę, wyobrażenie o tym, co zrobi. A potem dostaje pierwszy mocny cios i… ta cała architektura myśli rozsypuje się jak domek z kart.

Weźmy przykład z jego walki z Michaelem Spinksem w 1988 roku. Spinks był niepokonany, mistrz świata wagi półciężkiej i ciężkiej, facet z rekordem 31–0. Wyszedł z planem na dystans, chciał „przetrwać” pierwsze rundy. Tyson potrzebował… 91 sekund, żeby go znokautować. Cały plan Spinksa – cała strategia – skończyła się na pierwszym ciosie w brodę.

To jest dokładnie to, o czym napisałem w swojej nowej książce, której tytułu jeszcze Ci nie zdradzę: ludzie mają iluzję kontroli. Chcą mieć „plan” na życie, biznes, związek. Ale plan działa tylko w przewidywalnym środowisku. W realu – dostajesz „cios” w formie zdrady, bankructwa, diagnozy od lekarza – i nagle okazuje się, że twoje „ustawki” nie znaczą nic.

Nietzsche by powiedział: „Ten, kto ma dlaczego, zniesie każde jak.” Ale tylko wtedy, gdy jest gotów to „jak” zmieniać w biegu. Tyson robił to instynktownie – adaptował się w sekundę, bo wiedział, że rzeczywistość to ring, a ring nie czyta twoich notatek.

Nie zakochuj się w planie. Zakochaj się w adaptacji i procesie. Ludzie, którzy wygrywają, to nie ci, którzy mieli najlepszy plan – to ci, którzy potrafili reagować, gdy plan poszedł się jebać. Jedno z podstawowych założeń NLP mówi jasno: “w każdej sytuacji wygrywa ten, kto jest najbardziej elastyczny.”

 

„Nie próbuję zastraszać nikogo przed walką. To nonsens. Zastraszam ludzi, uderzając ich.”

 

Ten cytat to esencja Tysona – żadnych gierek, żadnego pieprzenia w mediach, tylko brutalny dowód na ringu.
W boksie – i w życiu – większość ludzi próbuje zastraszyć innych słowami. Krzyczą, grożą, próbują pokazać „dominację” gestami, drogimi zegarkami, postami w social media. Tyson miał na to prostą metodę: nie marnuj energii na pierdoły – pokaż, że jesteś groźny w momencie, gdy to ma znaczenie.


Weźmy jego wejścia na ring. Większość bokserów wchodziła w haftowanych szlafrokach, z muzyką, z pompą. Tyson? Czarne spodenki, czarne buty bez skarpet, ręcznik z dziurą na głowę zamiast szlafroka. Zero blichtru. Zero gadki. Tylko spojrzenie, które mówiło: „Za chwilę zniszczę cię fizycznie i psychicznie”. I to działało – przeciwnicy często byli przegrani, zanim padł pierwszy gong, bo czuli to napięcie jak zwierzyna przed drapieżnikiem.


To o czym napisałem w swojej najnowszej książce, która niebawem ujrzy światło dzienne – prawdziwa siła nie potrzebuje deklaracji. Nie musisz mówić „jestem groźny” ani „jestem najlepszy”. Wystarczy, że pokażesz to wtedy, gdy sytuacja wymaga działania.
W psychologii to jest różnica między signaling (wysyłaniem sygnałów) a proof of work (dowodem pracy). Ludzie z niską pewnością siebie próbują zastraszać sygnałami – markami, tytułami, słowami. Ludzie z prawdziwą mocą po prostu robią swoje, a efekty mówią same za siebie.


Morita powiedziałby: „Nie skupiaj się na uczuciu, tylko na działaniu.” Tyson wcielał to w życie. On nie musiał czuć się „groźny” – on robił rzeczy, które czyniły go groźnym.
I to jest lekcja dla każdego: nigdy nie próbuj przekonywać ludzi, że jesteś niebezpieczny. Spraw, by to odkryli sami – wtedy będzie za późno, by mogli się przygotować.

 

„Kiedy walczę z kimś, chcę złamać jego wolę. Chcę zabrać jego męskość. Chcę wyrwać mu serce i pokazać je jemu.”

 

To już nie jest sportowa gadka. To jest wojna. Tyson wprost mówi, że nie chodzi o punkty, o sędziów, o statystyki. Chodzi o unicestwienie przeciwnika w jego własnej głowie.
On rozumiał coś, czego większość ludzi nie chce przyjąć do wiadomości – że prawdziwa walka zaczyna się i kończy w psychice. Złamać człowieka to znaczy sprawić, że on sam przestanie wierzyć, że może wygrać.


Weźmy jego starcie z Trevorem Berbickiem w 1986 roku – walka, w której Tyson stał się najmłodszym mistrzem świata wagi ciężkiej. Tyson nie tylko go bił – on go niszczył mentalnie. Berbick padał na deski, wstawał, padał znowu, zataczał się, próbował uciec, ale Tyson szedł za nim jak predator. Sędzia przerwał walkę, bo Berbick był już wrakiem – i to nie tylko fizycznie. Tyson wyrwał mu serce w sensie metaforycznym, a w oczach miał to, co sam nazywał „instynktem mordercy”.


O tym również napisałem w.. tak kurwa, Florek napisał nową książkę i będzie to podkreślał jeszcze kilka dobrych razy.. – w kontekście instynktu drapieżnika – w świecie ludzi i biznesu to działa tak samo. Jeśli chcesz wygrać w negocjacjach, w rywalizacji o kontrakt, w sprzedaży, to czasem musisz iść po mentalny nokaut, a nie po minimalne zwycięstwo.
To nie oznacza bycia sadystą – oznacza, że nie zostawiasz przeciwnikowi przestrzeni na powrót. Zamykasz wszystkie drogi ucieczki, aż w końcu jego wola po prostu się kruszy.


Viktor Frankl mówił, że człowiek potrafi przeżyć prawie wszystko, jeśli zachowa sens i nadzieję. Tyson wiedział, że jeśli odbierzesz człowiekowi tę nadzieję, możesz wygrać, zanim walka się skończy.
Nietzsche dodaje do tego swoją pikanterię: „Ten, kto walczy z potworami, musi uważać, by samemu nie stać się potworem.” I to jest ironia Tysona – on był potworem na ringu, ale wiedział, kiedy tę bestię uwalniać, a kiedy chować.


Lennox Lewis, jego wieloletni rywal, powiedział kiedyś, że Tyson miał w oczach „coś, co mówiło: zjem cię żywcem”. I to nie jest metafora – w walce z Evanderem Holyfieldem Tyson dosłownie ugryzł go w ucho.
Nie chodzi o to, że to było racjonalne. Chodzi o to, że to był jego sposób na wysłanie komunikatu: „Nie mam granic. Mogę zrobić wszystko.”
To jest psychologiczna broń masowego rażenia – pokazanie, że jesteś w stanie przekroczyć próg, którego inni nawet nie dotkną.

 

„Strach może być twoim najlepszym przyjacielem lub najgorszym wrogiem. Jest jak ogień. Jeśli go kontrolujesz, ogrzeje ci dom, ale jeśli nie — spali wszystko do popiołu.”

 

To jest jeden z tych cytatów, które brzmią prosto, ale pod spodem mają cały podręcznik psychologii, neurobiologii i sztuki przetrwania.
Tyson wiedział, co mówi – bo był człowiekiem, który strach poznał od podszewki.
I nie mówię tu o metaforycznym „strachu” w stylu „boję się publicznych wystąpień” czy „boję się, że ktoś mnie skrytykuje na Instagramie”.
Mówię o strachu realnym, pierwotnym, takim, który czujesz w trzewiach – strachu dziecka z Brooklynu, które dorasta w świecie, gdzie śmierć, pobicie, więzienie to codzienność.

Mike wychowywał się w Brownsville – jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Nowego Jorku. Był drobnym, jąkającym się chłopakiem z dużymi okularami. Był bity, wyszydzany, okradany. Pierwszy raz trafił do poprawczaka w wieku 13 lat.
I wtedy poznał Cusa D’Amato – człowieka, który zmienił jego życie. Cus powtarzał:

„Strach jest jak ogień – jeśli go kontrolujesz, ogrzeje cię; jeśli wymknie się spod kontroli, spali cię.”
To jest dokładnie ta myśl, którą Tyson później powtarzał w wywiadach.

Cus nauczył go, że każdy zawodnik wchodzi na ring przestraszony. Różnica jest taka, że przegrany pozwala strachowi się sparaliżować, a zwycięzca – zamienia ten strach w energię, w czujność, w instynkt drapieżnika.
Tyson wychodził na ring ze strachem – ale zamiast z nim walczyć, brał go pod rękę i robił z niego sojusznika.

 

Strach to nie jest wróg. Strach to mechanizm ostrzegawczy, który uratował gatunek ludzki przed wyginięciem. Nie zgadniesz, ale o tym też napisałem w książce.
W mózgu odpowiada za to ciało migdałowate (amygdala). Ono reaguje szybciej niż twoja świadomość. Widzi zagrożenie – odpala alarm – i zanim zdążysz pomyśleć, twoje ciało jest gotowe do walki lub ucieczki.
Problem polega na tym, że u większości ludzi amygdala przejmuje stery na stałe. I zamiast używać strachu jako narzędzia, pozwalają, żeby to strach nimi rządził.

Tyson rozumiał to intuicyjnie. Wiedział, że strach w kontrolowanej dawce to doping: wyostrza zmysły, zwiększa siłę, podnosi koncentrację. Ale jeśli strach wymknie się spod kontroli – zamienia cię w zwłoki, które tylko czekają na cios.

Viktor Frankl – człowiek, który przeżył Auschwitz – mówił, że lęk przed cierpieniem jest gorszy niż samo cierpienie.
Tyson mówił to samo, ale w swojej wersji: „Jeśli boisz się walki, to już przegrałeś, zanim ona się zaczęła.”
Frankl miał rację – strach jest często iluzją, która paraliżuje, zanim rzeczywiste zagrożenie w ogóle nadejdzie.

Shoma Morita – japoński psychiatra – powtarzał, że emocje są jak pogoda: nie możesz kontrolować tego, czy dziś pada, ale możesz zdecydować, czy weźmiesz parasol i pójdziesz w drogę.
Tyson stosował to podejście na ringu – nie próbował „pozbyć się” strachu, tylko ruszał z nim w kierunku celu.

Nietzsche? On by się tu uśmiechnął pod wąsem. Dla niego strach był jednym z narzędzi „woli mocy”. Bo jeśli potrafisz spojrzeć strachowi w oczy i iść dalej, to już jesteś na poziomie, na którym 99% ludzi się zatrzymuje.

 

Anegdota – strach przed Busterem Douglasem

 

Przed walką z Busterem Douglasem w 1990 roku Tyson był w totalnym chaosie prywatnym – narkotyki, brak treningów, problemy w związku.
I – paradoksalnie – właśnie wtedy strach powinien był być jego sprzymierzeńcem. Ale Tyson go zignorował. Wyszedł na ring pewny siebie, bez tej czujności, jaką dawał mu kontrolowany lęk.
Efekt? Największa sensacja w historii boksu – Tyson, niepokonany, został znokautowany w 10. rundzie.
Stracił pasy mistrza świata i zrozumiał, że strach jest jak pas bezpieczeństwa – nie zauważasz go, gdy działa, ale gdy go zdejmiesz, przy pierwszym wypadku możesz zginąć.

Strach nie jest powodem, żeby się wycofać. Jest powodem, żeby być czujnym, szybkim, precyzyjnym.
To jest ogień – możesz nim gotować lub spalić dom.
Tyson wiedział, że bez strachu człowiek robi się arogancki, a zbyt dużo strachu – robi z ciebie ofiarę.
Dlatego trzeba znaleźć punkt, w którym strach jest twoim napędem, a nie twoim kierowcą.

 

„Walka to nie tylko fizyczność, walka to duchowość. To determinacja i wola człowieka.”

 

Ludzie patrzyli na Tysona i widzieli gościa, który wchodzi, wali kolesia w łeb i wychodzi.
Problem w tym, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Tyson nigdy nie był wyłącznie maszyną do zabijania – on był też cholernym „mnichiem” w rękawicach bokserskich.
Bo prawdziwa walka – ta, w której wygrywa się naprawdę – dzieje się na poziomie ducha, a nie mięśni.

Cus D’Amato – jego mentor – miał obsesję na punkcie psychiki zawodnika. Powtarzał, że „mistrz to ktoś, kto potrafi robić to, czego inni nie potrafią, nawet kiedy sam się boi”.
Tyson chłonął te lekcje.
Jego treningi były brutalne fizycznie, ale miały też wymiar mentalny. Cus uczył go, jak wchodzić w stan, w którym nie myśli się o ciosach, tylko jest się w walce. Jak w zen – zero przeszłości, zero przyszłości, tylko tu i teraz.
Tyson opowiadał, że wchodząc na ring, miał wrażenie, jakby odłączał się od ciała – jakby był jednocześnie w środku walki i nad nią, patrząc z góry.

 

Psychologia – flow i trans wojownika

To o czym napisałem w swojej najnowszej książce, która niebawem ujrzy światło dzienne – nauka nazywa to „stanem flow”.
To moment, w którym czas się rozciąga, a twoje ciało działa bez udziału świadomego myślenia.
W boksie to jest moment, kiedy widzisz cios przeciwnika w zwolnionym tempie. W biznesie – kiedy potrafisz w ciągu godziny zrobić pracę, na którą inni potrzebują tygodnia. W życiu – kiedy działasz jak automat, ale automat zaprogramowany na perfekcję.

Tyson wchodził w ten stan poprzez trening i mentalne przygotowanie. Powtarzał kombinacje tysięce razy, aż w ringu nie musiał już o nich myśleć. I to jest właśnie „duchowość walki” – moment, w którym nie jesteś już tylko facetem z mięśniami, tylko stajesz się ucieleśnieniem samego aktu walki.

 

Filozofia – od samurajów po Nietzschego

W kulturze samurajów była zasada mushin – „umysł bez myśli”. To stan, w którym wojownik działa bez wahania, bez analizy, w pełnej harmonii z ruchem.
Tyson – chociaż dorastał w betonowej dżungli, a nie w Japonii – miał dokładnie to samo podejście.
Nietzsche powiedziałby, że to moment, w którym „wola mocy” przepływa przez człowieka bez oporu – kiedy jesteś narzędziem własnego instynktu.

Viktor Frankl dorzuciłby tu, że nawet w walce – dosłownie czy metaforycznie – możesz nadać sens cierpieniu. Tyson znosił fizyczny ból nie dlatego, że był masochistą, tylko dlatego, że widział w tym drogę do celu.

Larry Holmes był legendą – były mistrz świata, jeden z najlepszych techników w historii boksu. Wszyscy mówili, że jego doświadczenie, spryt i ringowy intelekt wystarczą, by unieszkodliwić młodego Tysona.
Ale Tyson wszedł do ringu jak w transie. Nie analizował, nie kalkulował – po prostu robił swoje. Cios za ciosem, presja za presją. Holmes padł trzy razy, zanim walka została przerwana.
Po wszystkim Tyson powiedział, że to była dla niego „osobista misja” – bo Holmes kiedyś pobił jego idola, Muhammada Alego. To nie była walka tylko o pas – to była walka o sens, o spuściznę.

 

Fizyczne przygotowanie jest ważne – ale to duch decyduje, czy wstaniesz po ciosie.
Tyson mówi wprost: „walka to duchowość”.
W praktyce – w pracy, w relacjach, w życiu – oznacza to, że wygrywają ci, którzy potrafią wejść w stan pełnej obecności. Bo tam nie ma miejsca na panikę, wątpliwości czy chaos. Tam jest tylko działanie.

 

„Dyscyplina to robienie tego, czego nienawidzisz… ale robienie tego, jakbyś to kochał.”

 

To jest zdanie, które powinno być na drzwiach każdej siłowni, sali treningowej, biura, pracowni artystycznej i – szczerze – na lodówkach wszystkich ludzi, którzy narzekają, że „nie mają motywacji”.
Bo właśnie w tym zdaniu Tyson odarł rozwój z całej tej kolorowej, motywacyjnej ściemy.

Mike Tyson w szczycie kariery miał rutynę, której większość ludzi by nie wytrzymała. Budził się o 4:00 rano – zanim wstało słońce – i zaczynał od biegu na kilka kilometrów. Potem śniadanie, siłownia, sparingi, technika, praca nad kombinacjami, wieczorem znowu trening.
I tak dzień w dzień, miesiącami, latami.
Nie dlatego, że „lubił” wstawać w środku nocy, biegać w zimnie i pluć płucami na asfalcie. On tego nienawidził. Ale wiedział, że to jest cena, jaką trzeba zapłacić, żeby być najlepszym.
Cus D’Amato wbił mu do głowy, że „dyscyplina to robienie tego, czego nie chcesz robić, w taki sposób, jakbyś to kochał” – bo to właśnie zabija lenistwo i litość dla samego siebie.

 

Psychologia – dlaczego motywacja to ściema

To o czym napisałem w swojej najnowszej książce, która niebawem ujrzy światło dzienne (tak, robię to celowo, żebyś pamiętał i pamiętała, żeby za chwilę ją zamówić) – motywacja jest jak kochanek na jedną noc: ekscytująca, ale krótkotrwała i zawodna.
Dyscyplina jest jak małżeństwo – wymaga zaangażowania, czasem jest niewygodna, ale to ona daje efekty na lata.

Badania pokazują, że mózg uwielbia unikać dyskomfortu (avoidance bias). Dlatego większość ludzi przerywa trening, dietę czy naukę nowej umiejętności w momencie, gdy pojawia się opór. Tyson był odwrotnością – on traktował opór jako znak, że idzie we właściwym kierunku.

 

Marek Aureliusz pisał, że „drogą do celu jest przeszkoda” – jeśli coś jest trudne, to właśnie dlatego warto to robić.
Samuraje mieli zasadę keiko – codziennego treningu bez względu na pogodę, nastrój, czy „chce mi się”.
Shoma Morita dodawał: nie walcz z tym, co czujesz. Jeśli nienawidzisz czegoś robić, zaakceptuj to uczucie… i rób to mimo wszystko.

Tyson stosował te zasady, nawet jeśli nigdy ich nie czytał. To jest ten „mnich w rękawicach”, o którym mówiłem wcześniej – człowiek, który potrafił zamienić nienawiść do czynności w rytuał, w coś, co wykonuje z perfekcyjną powtarzalnością.

 

W Catskill, gdzie trenował z Cusem, panowała zasada: żadnych wymówek. Pada śnieg? Trenujesz. Pada deszcz? Trenujesz. Czujesz się źle? Trenujesz.
Jest taka historia, że raz Tyson zaspał na poranny bieg. Cus nie nakrzyczał na niego, nie dał mu dodatkowych pompek – po prostu powiedział: „Mike, jeśli zaczniesz się usprawiedliwiać teraz, to za kilka lat będziesz usprawiedliwiać każdą swoją porażkę.”
Tyson nigdy więcej nie spóźnił się na poranny trening.

 

Jeżeli robisz coś tylko wtedy, gdy masz na to ochotę, to zawsze będziesz przegrywać z kimś, kto robi to codziennie, niezależnie od humoru.
Dyscyplina to nie magia – to wybór, powtarzany każdego dnia, nawet kiedy twoja głowa wrzeszczy: „nie chce mi się”.
Tyson to wiedział i dlatego mógł wyjść na ring gotowy zabić przeciwnika… a przeciwnik często już przegrał samym porównaniem tego, co robił on, a co robił Mike przez ostatnie miesiące.

 

„Jestem uzależniony od perfekcji. Problem w moim życiu jest taki, że byłem też uzależniony od chaosu. Doskonały chaos.”

 

To jest chyba jeden z najbardziej szczerych cytatów Tysona. Bo mówi tu nie tylko o boksie – mówi o całym swoim życiu.
Z jednej strony – obsesyjny perfekcjonista, który w ringu chciał, żeby każdy cios, każdy ruch, każda sekwencja była dokładnie taka, jak wyćwiczył.
Z drugiej – facet, który poza ringiem potrafił wpakować się w totalny burdel: narkotyki, hazard, kobiety, konflikty z prawem, impulsywne decyzje, które kosztowały go setki milionów.

 

W szczycie kariery Tyson miał wszystko: pieniądze, sławę, władzę. Ale miał też głód adrenaliny, który nie kończył się na ringu.
W boksie kontrolował każdy szczegół – od diety po taktykę. Ale kiedy walka się kończyła, często uciekał w sytuacje, w których panował chaos.
Był moment, że w ciągu jednego tygodnia potrafił wydać kilkaset tysięcy dolarów na imprezy, samochody i… egzotyczne zwierzęta. Miał m.in. tygrysy w ogrodzie. Kiedy dziennikarz zapytał, po co mu te tygrysy, odpowiedział: „Bo mogę.”
To był ten sam Tyson, który potrafił trenować z niemal wojskową dyscypliną, a chwilę później wylądować w więzieniu lub na odwyku.

 

Psychologia – równowaga między porządkiem a chaosem

To o czym napisałem w swojej najnowszej książce, która niebawem ujrzy światło dzienne – Jordan Peterson (którego pewnie nie kojarzysz z boksu, ale z psychologii) mówi, że człowiek potrzebuje równowagi między porządkiem a chaosem.
Porządek daje stabilność, przewidywalność, poczucie bezpieczeństwa. Chaos – rozwój, ryzyko, ekscytację.
Problem Tysona polegał na tym, że on potrafił wejść w absolutny porządek tylko w jednym obszarze – w boksie. A poza nim – ciągle wybierał chaos, bo to dawało mu intensywne bodźce.

I tu jest sedno: dla ludzi uzależnionych od adrenaliny, normalne życie jest… nie do zniesienia. Spokojny wieczór na kanapie to dla nich nuda, a nuda jest gorsza niż ból.
Dlatego wielu mistrzów sportu, kiedy kończy karierę, wpada w używki, przestępstwa albo skrajne hobby – próbują znaleźć substytut tej intensywności.

 

Filozofia – Nietzsche i destrukcja twórcza

Nietzsche pisał, że „trzeba mieć w sobie chaos, aby narodziła się tańcząca gwiazda”.
Tyson był ucieleśnieniem tego zdania – chaos napędzał jego kreatywność w ringu, jego nieprzewidywalność, to, co czyniło go najgroźniejszym bokserem na świecie.
Ale Nietzsche ostrzegał też, że jeśli chaos przejmie kontrolę, gwiazda może się spalić.
I dokładnie to widzieliśmy w życiu Tysona – momenty, kiedy chaos wymknął się spod kontroli, niszcząc jego reputację, finanse i relacje.

 

Po jednej z wygranych walk Tyson, zamiast świętować z drużyną czy odpoczywać, wsiadł do limuzyny i wyruszył na spontaniczną, kilkudniową imprezę. W trakcie tej „wycieczki” kupił kilka luksusowych samochodów, które rozdawał znajomym i przypadkowym ludziom.
To nie był racjonalny gest – to był czysty chaos, potrzeba natychmiastowego wyładowania energii po miesiącach koncentracji i reżimu treningowego.
I właśnie w tym jest ironia – ten sam mechanizm, który pozwalał mu osiągać perfekcję na ringu, pchał go w destrukcję poza nim.

 

Perfekcja i chaos to jak dwa bieguny tej samej baterii. Jeden daje ci moc, drugi potrafi cię spalić.
Tyson pokazuje, że można być jednocześnie mistrzem samokontroli i mistrzem autodestrukcji – i że sztuką jest nie tylko osiągnąć perfekcję, ale też utrzymać ją, kiedy ring się kończy, a reflektory gasną.
Bo prawdziwy mistrz to ten, który potrafi ujarzmić chaos, a nie tylko korzystać z jego energii.

 

„Prawdziwa wolność to nieposiadanie niczego. Byłem wolniejszy, kiedy nie miałem ani centa.”

 

To brzmi jak paradoks. Facet, który w swoim życiu zarobił ponad 300 milionów dolarów, mówi, że największą wolność czuł wtedy, kiedy nie miał NIC.
Ale jeśli zrozumiesz, przez co przeszedł Tyson, ten cytat nagle staje się brutalnie logiczny.

W latach 90. Tyson był jednym z najlepiej zarabiających sportowców w historii. Wystarczyły mu dwa dni po walce, żeby wydać kilka milionów – luksusowe samochody, biżuteria, posiadłości, egzotyczne zwierzęta.
Miał willę w Ohio z prywatnym klubem nocnym w piwnicy, garaż pełen limuzyn i supersamochodów, złote wanny, a nawet stół bilardowy z kości słoniowej.

Problem w tym, że to wszystko było więzieniem.
Żeby utrzymać ten styl życia, musiał walczyć, zarabiać, podpisywać kontrakty, które coraz bardziej go ubezwłasnowolniały.
Luksus był piękny na zdjęciach, ale oznaczał, że Tyson nie należał już do siebie – należał do ludzi, którzy mu płacili, sponsorów, doradców, promotorów.

Potem przyszedł moment bankructwa. Z dnia na dzień stracił niemal wszystko.
I – tu jest ironia – właśnie wtedy poczuł się… lżejszy.

 

To o czym napisałem w swojej najnowszej książce, która niebawem ujrzy światło dzienne – posiadanie rzeczy ma swoją cenę, i to nie tylko finansową.
Psychologia mówi o zjawisku endowment effect – kiedy coś jest twoje, zaczynasz się o to martwić. Im więcej masz, tym więcej musisz chronić, naprawiać, kontrolować.
A każdy taki „dobytek” po kawałku zabiera ci poczucie wolności.

Tyson zobaczył to w ekstremalnej formie. Kiedy był biednym chłopakiem z Brooklynu, mógł zrobić, co chciał – nic nie miał, więc nic nie mógł stracić.
Kiedy stał się multimilionerem – każdy ruch miał konsekwencje, każde zachowanie było obserwowane, a każdy błąd kosztował setki tysięcy.

Stoicy mówili: „Im mniej pragniesz, tym bardziej jesteś wolny.”
Buddyści dodają: cierpienie bierze się z przywiązania – a przywiązanie do dóbr materialnych jest jednym z najsilniejszych kajdan.

Tyson, choć nigdy nie był mnichem, przeszedł własną lekcję wyrzeczenia.
Kiedy stracił wszystko, nagle zniknęła presja. Nie musiał nikomu nic udowadniać, nie musiał utrzymywać kosztownego imperium, nie musiał udawać, że żyje jak król.
Mógł wreszcie być Mike’iem, a nie „Żelaznym Mike’em” – marką wartą miliony.

 

Po bankructwie Tyson przez jakiś czas żył w małym domu w Arizonie, jeździł zwykłym samochodem i zaczął występować w małych eventach, żeby zarobić na rachunki.
I choć dla mediów wyglądało to jak „upadek legendy”, on w wywiadach powtarzał, że czuje się… spokojniejszy.
„Wcześniej bałem się stracić wszystko. Teraz, kiedy już to straciłem, nie mam się czego bać” – powiedział w jednym z programów.

Prawdziwa wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach przed stratą.
Nie chodzi o to, żeby żyć w biedzie, ale o to, żeby nie pozwolić, by rzeczy, które posiadasz, zaczęły posiadać ciebie.
Tyson pokazuje, że można wygrać wszystkie pasy, zgarnąć setki milionów… i wciąż być niewolnikiem. A wolność może przyjść dopiero wtedy, gdy to wszystko zniknie.

 

„Media społecznościowe sprawiły, że czujesz się zbyt komfortowo z lekceważeniem ludzi… i nie dostaniesz za to w twarz.”

 

To zdanie Tysona to nie jest zwykła krytyka Facebooka, Twittera czy Instagrama. To jest diagnoza całej naszej epoki – epoki, w której odwaga jest tania, a konsekwencje… praktycznie nie istnieją.
Dla kogoś, kto wychował się na ulicach Brooklynu w latach 70., to jest jak oglądanie kreskówki, w której ludzie szczekają zza ogrodzenia, wiedząc, że nigdy nie będą musieli stanąć twarzą w twarz z tym, kogo obrażają.

 

Mike Tyson dorastał w świecie, w którym słowo było walutą. A waluta ta miała twarde zabezpieczenie – konsekwencje fizyczne. Jeśli powiedziałeś coś, co komuś się nie spodobało, musiałeś być gotów to obronić – i to nie w komentarzach, tylko na chodniku, gdzie jeden zły ruch mógł skończyć się wybitymi zębami.

W ringu ta zasada była jeszcze ostrzejsza. Bokser, który wychodził i publicznie lekceważył Tysona, musiał potem zmierzyć się z tym lekceważeniem w najtwardszy sposób – kiedy „Iron Mike” zamykał drzwi ringu i wchodził w tryb drapieżnika. Tam nie było miejsca na internetowe „sorry, nie chciałem”.

 

To o czym napisałem w swojej najnowszej książce, która niebawem ujrzy światło dzienne – kiedy usuwasz z życia człowieka realne konsekwencje jego słów, zaczynasz go psuć.
W psychologii społecznej jest pojęcie online disinhibition effect – efekt rozhamowania w internecie. Oznacza to, że ludzie mówią online rzeczy, których nigdy nie powiedzieliby twarzą w twarz, bo czują się anonimowi i bezkarni.
Media społecznościowe dały ludziom iluzję siły – ale to siła tania, wirtualna, oparta na tym, że wiesz, iż po drugiej stronie nie ma realnego zagrożenia.

Tyson w tym cytacie uderza w sedno – mówi wprost: jesteś odważny w sieci, bo nikt cię nie walnie w twarz. W jego świecie to była kwestia honoru – słowa i czyny muszą być spójne. A jeśli brak tej spójności, to znaczy, że jesteś tchórzem z dostępem do Wi-Fi.

 

Stoicy mówili, że człowieka poznaje się nie po tym, co mówi w ciszy swojego domu, ale po tym, co powie w obliczu niebezpieczeństwa.
Tyson jest uosobieniem tej zasady. On nie boi się konfrontacji, bo całe życie konfrontacja była jego codziennością – na ulicy, w więzieniu, na ringu.
W świecie samurajów byłaby to kwestia bushidō – kodeksu, według którego twoja odwaga jest warta tyle, ile jesteś gotów zapłacić za swoje słowa. W dawnych czasach – czasem ceną była twoja głowa.

 

Jest historia z czasów, kiedy Tyson już był po karierze, ale ktoś publicznie, w social media, rzucił w jego stronę wyzwisko i sugestię, że „Tyson nie jest już groźny”.
Mike odpowiedział krótko: „Powiedz mi to twarzą w twarz, a zobaczymy, jak bardzo masz rację.”
Oczywiście, rozmowa nigdy się nie odbyła – i to jest właśnie cała istota problemu, który on porusza. Wirtualna odwaga znika, gdy trzeba stanąć w realnym świecie, gdzie konsekwencje nie przychodzą w formie komentarza, tylko w formie siniaka.

 

Świat stał się miejscem, gdzie łatwiej jest obrzucać ludzi błotem, bo błoto online nie brudzi twoich rąk. Ale jeśli chcesz być człowiekiem z prawdziwym autorytetem, musisz mieć odwagę, by odpowiadać za swoje słowa w każdym kontekście – także wtedy, gdy druga osoba stoi naprzeciwko ciebie.
Tyson przypomina, że szacunek buduje się w realu – i że świat, w którym nikt nie dostaje w twarz za swoje kłamstwa czy brak szacunku, to świat, w którym honor jest towarem deficytowym.

 

„Musisz wytrenować swój umysł, by był silniejszy niż twoje uczucia, bo inaczej zgubisz samego siebie.”

 

To zdanie to esencja wszystkiego, co odróżnia mistrza od reszty stada.
Tyson mówi tu o czymś, co większość ludzi kompletnie ignoruje – o tym, że emocje są naturalne, ale nie mogą kierować twoim życiem.
Jeżeli twój umysł nie jest w stanie utrzymać steru, to uczucia zrobią z ciebie rozbitka dryfującego po oceanie własnych nastrojów.

 

Mike Tyson przez całe życie był człowiekiem o ogromnej wrażliwości emocjonalnej – choć media widziały w nim tylko bestię.
Bywał impulsywny, reagował gwałtownie, często podejmował decyzje w afekcie. To właśnie te momenty – gdy uczucia przejmowały kontrolę – prowadziły do jego największych upadków: awantur, wyroków, bankructw.
Ale na ringu? Tam jego umysł wyprzedzał emocje. Strach, gniew, euforia – wszystko było podporządkowane strategii, którą wcześniej wykuł w treningu.

 

To o czym napisałem w swojej.. Dokończyłeś teraz sam i słyszysz dalej ten głos, prawda? Mam Cię! Emocje są jak pogoda: zmienne, nieprzewidywalne i często kapryśne. Umysł to architektura – jeśli jest mocna, przetrwa każdy sztorm.
Problem w tym, że większość ludzi buduje swoją życiową strategię na uczuciach – „chce mi się”, „nie chce mi się”, „boję się”, „jestem zły”.
Tyson wie, że na ringu takie podejście to wyrok śmierci. Tam trzeba umieć działać wbrew temu, co czujesz – jeśli to konieczne.

W neurobiologii to jest kwestia kontroli kory przedczołowej nad układem limbicznym – czyli tego, żeby „pilot” w twojej głowie nie oddał sterów „silnikowi reakcji emocjonalnych”.

 

Stoicy od wieków powtarzali: „Nie możesz kontrolować fal, ale możesz kontrolować swój statek.”
Samuraje w Bushidō uczyli się działać nawet w obliczu przerażenia – bo honor nie pyta, co czujesz, tylko co zrobisz.

Tyson łączy obie szkoły – mówi wprost: jeśli pozwolisz, by to, co czujesz, było ważniejsze od tego, co wiesz, to prędzej czy później zgubisz drogę.

 

Przed rewanżem z Bruno Tyson wychodził po odsiadce w więzieniu. Publiczność, presja, oczekiwania – to wszystko mogło go zmiażdżyć emocjonalnie.
Ale on wyszedł jak człowiek, który w głowie przećwiczył ten moment tysiące razy. Zero oznak tremy, zero chaosu – czysta egzekucja planu.
I wygrał w trzeciej rundzie przez TKO.

 

Emocje są jak koń – potrafią cię ponieść do zwycięstwa albo zrzucić w przepaść.
Jeżeli nie nauczysz się ich ujarzmiać, to nigdy nie będziesz panem samego siebie.
Tyson mówi wprost: trenuj umysł tak, jak trenujesz ciało – bo w kluczowym momencie to on zdecyduje, czy wygrasz, czy przegrasz… nawet jeśli twoje uczucia będą krzyczeć, żeby się poddać.

 

„Mam nadzieję, że ludzie zrozumieją moją historię, bo to nie jest piękna opowieść. Jest wiele brzydkich rzeczy…”

 

Ten cytat to antidotum na wszystkie „instagramowe” narracje o sukcesie. Tyson nie sprzedaje tu bajki o tym, że wszystko w jego życiu było idealne, bo wygrał pasy mistrza świata i zarobił miliony. Wręcz przeciwnie – mówi wprost: moja historia jest pełna brudu, bólu i błędów.

Mike dorastał w biedzie, w środowisku przestępczym. Od dziecka miał do czynienia z przemocą, kradł, trafił do poprawczaków. Potem były momenty sławy i bogactwa, ale i więzienie, uzależnienia, bankructwa, medialne skandale.
Nie próbuje udawać, że był bohaterem bez skazy. Woli, żeby ludzie widzieli całość – i wzloty, i upadki.

 

akceptacja własnej ciemnej strony

To o czym napisałem w swojej najnowszej książce – większość ludzi filtruje swoją przeszłość, pokazując tylko „ładne” elementy. Tyson idzie w odwrotną stronę: pokazuje brzydotę, bo wie, że to właśnie ona ukształtowała jego siłę.
W psychologii Junga to jest praca z cieniem – uznanie, że w tobie jest mrok, ale to on daje ci moc, jeśli potrafisz go zintegrować.

Nietzsche powiedział: „Musisz mieć chaos w sobie, aby narodziła się tańcząca gwiazda.” Chaos w życiu Tysona nie był wyborem – był startem. Ale to, że go nie ukrywa, czyni jego historię prawdziwą.

Twoja historia nie musi być czysta, żeby była wartościowa. Nie wstydź się brzydoty, jeśli to ona dała ci siłę, by przetrwać.

 

„Nie jestem Matką Teresą, ale też nie jestem mordercą Charlesem Mansonem.”

 

To jest idealne podsumowanie realizmu Tysona. On nie próbuje wcisnąć się w etykietę „dobry” albo „zły” – wie, że jest gdzieś pośrodku, jak większość ludzi.

 

W mediach Tyson często był przedstawiany jak potwór – brutal, gwałciciel, bestia. Ale on wiedział, że ta narracja jest uproszczona. Tak samo wiedział, że nie jest świętym. Potrafił być okrutny, ale też hojny, potrafił pomóc, ale i skrzywdzić.

Ludzie lubią czarno-białe schematy – dobry/zły, bohater/złoczyńca. Tyson rozwala ten schemat.
To o czym napisałem w swojej.. – człowiek jest mieszanką światła i cienia. Wszyscy mamy w sobie potencjał zarówno do dobra, jak i do zła. Różnica polega na tym, którą stronę karmimy i w jakich okolicznościach.

 

W duchu Junga – jeśli nie wiesz, że masz w sobie zdolność do przemocy, to jesteś niebezpieczny, bo nie rozumiesz własnej natury. Tyson znał swoją – i umiał o tym mówić.

 

Nie definiuj siebie przez skrajności. Możesz być jednocześnie zdolny do brutalności i do współczucia – to czyni cię kompletnym człowiekiem.

 

„Najlepszy okres w moim życiu? W więzieniu, bo miałem tam spokój.”

 

Ten cytat – w różnych wersjach – krąży po internecie i trafia w sedno paradoksu życia Tysona.
Dla świata więzienie to piekło. Dla niego – moment wytchnienia.

W 1992 roku Tyson trafił do więzienia, skazany za gwałt. Spędził tam trzy lata.
Dla wielu był to symbol upadku, ale dla niego – czas resetu. Brak fleszy, brak promotorów, brak presji mediów. Codzienny rytm, proste zadania, zero luksusów, zero pokus.

Więzienie paradoksalnie dało mu to, czego nie mógł znaleźć na wolności – spokój. W świecie, w którym ciągle był otoczony chaosem, nagle znalazł się w środowisku, gdzie ten chaos był ograniczony do minimum.
To, o czym pisał Frankl – nawet w zamknięciu możesz znaleźć sens i wolność wewnętrzną, jeśli zmienisz perspektywę.

Buddyści mówią o „odcięciu od bodźców” jako drodze do wglądu w siebie. Tyson dostał to w wersji hardcorowej.
Nietzsche powiedziałby, że to była dla niego „przerwa w wojnie” – czas, by odbudować siły i wrócić silniejszym.

Czasem największą wolność można znaleźć w miejscu, które dla innych jest więzieniem – jeśli potrafisz odciąć hałas świata i skupić się na tym, co naprawdę istotne.

 

Lekcje od „Żelaznego Mike’a”

 

Mike Tyson to nie tylko legenda boksu. To żywy dowód na to, że człowiek może być jednocześnie bestią i filozofem, geniuszem i autodestruktorem, drapieżnikiem i myślicielem.
Jego życie to podręcznik – ale nie taki, który ładnie wygląda na półce. To jest podręcznik umazany krwią, potem, łzami i błotem.

Czego nas uczy?

  1. Adaptacja jest ważniejsza niż plan.
    „Każdy ma plan, dopóki nie dostanie w pysk.” – życie wali cię z zaskoczenia, a wygrywają ci, którzy potrafią reagować, a nie tylko recytować strategię.
  2. Autorytet buduje się czynem, nie gadką.
    Nie zastraszysz nikogo słowami – zastraszysz go tym, co robisz wtedy, gdy to ma znaczenie.
  3. Walka to umysł i duch, nie tylko mięśnie.
    Tyson pokazał, że stan flow, obecność i mentalna dyscyplina są równie ważne jak siła fizyczna.
  4. Dyscyplina to robienie tego, czego nienawidzisz, jakbyś to kochał.
    Motywacja to miły bonus, ale to dyscyplina daje ci przewagę w dni, kiedy wszystko w tobie krzyczy „nie chce mi się”.
  5. Chaos jest twórczy – dopóki go kontrolujesz.
    Chaos może cię napędzać, ale jeśli przejmie kontrolę, spali cię żywcem.
  6. Wolność to brak strachu przed stratą.
    Prawdziwa wolność przychodzi wtedy, gdy twoja wartość nie zależy od tego, co masz na koncie i w garażu.
  7. Szacunek w realu jest ważniejszy niż odwaga online.
    Jeśli mówisz coś, bądź gotów powiedzieć to twarzą w twarz – wtedy twoje słowa nabierają wagi.
  8. Umysł musi być silniejszy niż emocje.
    Jeśli pozwolisz, by uczucia były ważniejsze od strategii, zgubisz siebie – w ringu, w biznesie, w życiu.
  9. Twoja historia nie musi być czysta, żeby była wartościowa.
    Brzydota, błędy, upadki – to one nadają sens zwycięstwom.

 

Ostatnie uderzenie

Tyson nie był świętym i nigdy nie udawał, że jest. Ale w tym tkwi jego moc – bo prawdziwe lekcje płyną od ludzi, którzy przeszli przez ogień i wyszli z drugiej strony, choć czasem z bliznami zamiast medali.
Jego życie to przypomnienie, że nie musisz być idealny, żeby być wielki. Musisz być prawdziwy.
A prawda – tak jak jego cios – jest bezlitosna, ale oczyszczająca.

Wiesz już co i jak zrobić? Po prostu zacznij.. Nie tylko “WIEDZ” – RÓB, bo Ci, którzy robią – MOGĄ! Podobnie jak Ci, którzy mogą – srają na innych, a Ci, którzy nie mogą – sprzątają. 

To był Bartłomiej Florek – oproblemachinaczej.pl

Hall of Fame

Mateusz "Don Diego" Kubiszyn - 3 krotny Mistrz Świata K1, Gromda Champion
"Jestem człowiekiem wielozadaniowym i mam na głowie sporo obowiązków: praca strażaka, prowadzenie działalności gospodarczej oraz dodatkowo uprawiam sport zawodowy (sporty walki). Natłok obowiązków, towarzyszący temu stres powodowały narastające zmęczenie i zaniedbywanie obowiązków. Współpraca z Bartkiem polegała przede wszystkim na nauce efektywnego odpoczynku i regeneracji podczas popołudniowych drzemek. Już od pierwszej sesji poczułem różnicę, nauczyłem się zasypiać szybko (co wydłużyło całkowity czas snu) i widzę poprawę w efektywności moich działań w życiu codziennym."
Sprawdź
Dawid Malczyński - YouTuber i Biznesmen
"Mega profesjonalista, z indywidualnym podejściem! Pracowaliśmy razem 3 miesiące i po każdej sesji czułem olbrzymią poprawę swojego mentalu! Polecam z całego serca!"
Sprawdź
Katarzyna Jakubowska - Rekordzistka Guinnessa i Mistrzyni Polski
"Bartłomiej Florek to osoba z niewiarygodnym doświadczeniem! Bartek przygotowywał mnie mentalnie do Rekordu Guinnessa w kontakcie całego ciała z lodem. Miałam kilka sesji autohipnozy. Podczas ustanawiania rekordu byliśmy w kontakcie telefonicznym. Kiedy gasło mi słoneczko Bartek przywracał mi jego blask. To niesamowita osoba działająca cuda. Mój rekord jest również rekordem Bartka! Dziękuję bardzo za pokazanie mi jak można zrobić więcej niż nam się wydaje."
Sprawdź
Krzysztof Gąsior - Co-founder SmartLunch.pl
"Wyszedłem z naszych sesji tak naładowany energią, że moje cele boją się mnie, a nie ja ich :) Bartek nie tylko otworzył mi oczy, ale i kopnął w tyłek – w najlepszym możliwym sensie. Polecam każdemu kto chce działać."
Sprawdź
Krzysztof Chodakowski - Doradca Ubezpieczeniowy UK
"Zaczynam rozumieć" - czyli krótka recenzja co przyniósł mi mentoring z Bartkiem. Zrozumiałem, że większość problemów - kreujemy sami lub wyolbrzymiam je bardziej niż to potrzebne. Moje podejście do życia całkowicie się zmieniło, a na problemy zacząłem reagować śmiechem lub "challenge accepted" niż złością i obwinianiem się - jak to było dotychczas. Po pierwszej rozmowie z Bartkiem zainspirowałem się. Po drugiej obudziłem, a po trzeciej utwierdziłem, że nie ma elixiru na szczęście - i tylko my sami decydujemy czy będziemy szczęśliwi czy nie. Niby to wiemy, a problem jest w tym - że tak naprawdę szczerze w to nie wierzymy. Na początku obawiałem się, że tylko sobie luźno rozmawiamy o wszystkim i niczym, ale latając z Bartkiem po tematach od mojego biznesu po moje życie prywatne - wszystko jak puzzle zaczęło łączyć się w całość. Myślałem, że otrzymam jakieś "rady i wskazówki" co i jak... lecz najlepsze w tym mentoring'u było to, że doszedłem do wszystkiego sam... czyli zgaduję, że taki niecny plan na mnie był uknuty od początku. PS. Do hipnozy podchodziłem z lekkim uśmiechem i mało poważnie... ale po pytaniu od znajomego po sesji z Bartkiem: " Ty jesteś jakiś zahipnotyzowany? " w czasie bardzo stresowej i trudnej sytuacji pomyślałem " chyba działa ".
Sprawdź
Paweł Kaczmarczyk - Druga Strona Medalu
"Świetne podejście do klienta, dobranie narzędzi do pracy i potencjalnych rozwiązań problemów. Dzięki Bartkowi dowiedziałem się, że narcyzm nie musi być wadą i można używać go mądrze!"
Sprawdź
Łukasz Szpunar - Rekordzista Guinnessa i II Wicemistrz Polski
„Jeśli chodzi o rozwój osobisty, przerabiałem wiele technik i programów, których jest mnóstwo na rynku. Czasem wszystkiego jest tak dużo, że ciężko wybrać to, co będzie dla Ciebie najskuteczniejsze. Tak właśnie było w moim przypadku. Już od pierwszej sesji u Bartka, wiedziałem że dobrze trafiłem, bo wybrał dla mnie narzędzia, które będą najbardziej skuteczne w tym, co chce osiągnąć... A praca z moją podświadomością podczas transu hipnotycznego, była dopełnieniem tego, czego potrzebowałem. Uprawiam bardzo świeży i ciężki sport jakim jest morsowanie wyczynowe. Polega to na spędzeniu jak największej ilości czasu w balii z wodą i lodem, która ma zbliżoną temperaturę 0 stopni. Mój wynik zależy od mojej silnej woli, ale również bariery bezpieczeństwa. Bo gdy temperatura ciała spadnie za nisko, to udział w tym momencie się kończy. Muszę tak pokierować swoim organizmem, by w tym dyskomforcie znalazeźć komfort i wtedy temperatura się utrzyma, a mój organizm będzie pracował jak szwajcarski zegarek. Ćwiczenia pracy nad umysłem oraz hipnoza, pozwoliła mi osiągnąć rewelacyjny czas 4 godzin. A Bartek jest jednym z ojców tego sukcesu. Polecam serdecznie. Jest to jeden z najlepszych trenerów mentalnych w Polsce jakich poznałem.”
Sprawdź
Wiktoria Pleśniak - Mistrzyni MMA Polska 2024, Mistrzyni Polski No Gi 2024
"Współpracę z Bartkiem zaczęłam dość niedawno, natomiast już widzę efekty naszych spotkań. Z jego pomocą udało mi się wywalczyć 2 złote medale na Mistrzostwach Polski No Gi oraz 10-tych Mistrzostwach Mma Polska. Profesjonalne podejście, skuteczne metody dzięki którym możemy osiągać niesamowite rezultaty. Naprawdę polecam każdemu, kto poszukuje wsparcia w procesie samorozwoju i osiągania celów! :)"
Sprawdź
Waldemar Piotrowski - Prezes Zarządu JOBFORME
"Szkolenie biznesowe obejmujące zagadnienia marketingu, odporności na stres, zarządzania czasem oraz radzenia sobie z wyzwaniami oceniamy bardzo pozytywnie. Było ono nie tylko merytoryczne, ale również dostosowane do potrzeb naszego kilkunastoosobowego zespołu. Bartek wykazał się profesjonalnym podejściem, świetnie angażując uczestników i tworząc atmosferę sprzyjającą nauce oraz otwartej dyskusji. Przekazana wiedza była praktyczna i oparta na konkretnych przykładach, co ułatwia jej zastosowanie w codziennej pracy. Szczególnie doceniliśmy sposób prowadzenia warsztatów – były one dynamiczne, interaktywne i dostarczały wielu inspiracji. Całość przebiegła sprawnie, a program szkolenia został zrealizowany w ciekawy i przemyślany sposób. Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektów, a zdobyte umiejętności na pewno przełożą się na jeszcze lepsze wyniki w naszej działalności. Polecamy to szkolenie każdemu, kto chce rozwijać swój zespół w obszarze kluczowych kompetencji biznesowych."
Sprawdź
Maciej Nowak - Wiceprezes MTM
"Bartłomiej, znany mi bardziej jako „Łysy Magik”, to człowiek o niesamowitej cierpliwości i wyjątkowej zdolności czytania ludzi. Już po pierwszych chwilach naszej znajomości wiedziałem, że mogę mu zaufać. To właśnie ta intuicja i profesjonalizm sprawiły, że poczułem się pewnie, wiedząc, że wszystko, czym się z nim dzielę, zostanie między nami. Do tej pory miałem przekonanie, że ludzie zajmujący się takimi tematami ograniczają się do słuchania, by potem wystawić rachunek i zapisać na kolejną wizytę. Bartek pokazuje, że można to robić inaczej. To człowiek godny zaufania, który nie tylko wskazuje właściwą drogę, ale przede wszystkim daje „wędkę” – to od nas zależy, jak ją wykorzystamy. Jeśli ktoś zastanawia się nad wyborem osoby, która będzie prawdziwym przewodnikiem, a nie tylko „profesjonalistą z wysokim cennikiem”, polecam Bartka z całego serca. To człowiek, który zaangażowaniem i troską wyprzedza wielu – nawet po godzinach potrafi zapytać, jak się czuję, lub rzucić zdanie, które rozważam potem przez cały dzień."
Sprawdź
Oskar Poźniak - Mistrz Polski MMA 2023
"Współpracuje z Bartkiem już od dłuższego czasu i od tego momentu realizuje wszystkie swoje cele w 100%! Bartek z jego hipnozą oraz rozpisywaną przez niego dietą, okazał się ostatnim niezbędnym elementem w moich przygotowaniach. Podczas naszej współpracy stoczyłem 7 walk, z czego wygrałem wszystkie i podczas tego procesu zdobyłem tytuł Mistrza Polski. Pozytywne skutki naszej współpracy da się również odczuć w życiu codziennym -  większą pewność siebie, samodyscyplina czy kontrola nad emocjami. Dzięki Bartek jeszcze raz i serdecznie polecam tego gościa!"
Sprawdź
Szymon Ostrowski - MMA Fighter
"Hipnoterapia u Bartka była strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o zmniejszenie stresu przed zawodami i walkami. Już po pierwszej sesji zauważyłem, że czuję się dużo spokojniejszy, bardziej opanowany i pewniejszy siebie. Pomogło mi to nie tylko lepiej radzić sobie z presją, ale też skupić się na swoich celach i rozwoju aby osiągać lepsze wyniki. Co ważne, zawsze mogę liczyć na pełne wsparcie ze strony Bartka, zarówno w trudniejszych chwilach, jak i wtedy, kiedy wszystko idzie zgodnie z planem – jest to niesamowicie przydatne i motywujące. Dzięki hipnoterapii z Bartkiem nauczyłem się lepiej radzić sobie z wyzwaniami w sporcie, dodatkowo wyciągać z życia jeszcze więcej, a wiedza która została mi przekazana zostanie ze mną na długo. Serdecznie polecam każdemu."
Sprawdź
Krystian Zupa - Profesjonalny jeździec, Menadżer stadnin koni
"Bartek ma profesjonalne podejście do klienta i świetny kontakt. Jest otwarty i holistycznie podchodzi do problemów. Stara się zrozumieć i doradzić, a nie wygłaszać tezy bez poparcia. Praca z nim już od pierwszego spotkania zmienia punkt widzenia i wrzuca myślenie na nowe tory."
Sprawdź
Mariusz - Lider Branży Stomatologicznej
"Bartka znam od pół roku. Zaczęliśmy od hipnozy, a potem przeszliśmy do pracy nad moim nastawieniem do biznesu i mogę szczerze powiedzieć, że odkąd poznałem Bartka, moje życie zmieniło się na lepsze. Zmiana o 300%. Obecnie pracujemy dużo nad moim mentalem. Bartek potrafi w ciągu godziny szybko zdiagnozować co, komu dolega i podpowiedzieć różne praktyczne rozwiązania. Polecam z całego serca."
Sprawdź
Arkadiusz Kaszuba - Low-kick World Champ / Pro MMA Fighter
"Podejście mentalne do życia i sportu jest bardzo ważne. Wszystko zaczyna i kończy się w naszej głowie. Praca nad mentalem i ciałem? Tylko u tego Gościa. Wspólnie robiliśmy mój limit wagowy przed EFM 2."
Sprawdź
Bartosz Rewera - Pro MMA Fighter
"Nie sądziłem, że hipnoza może być tak skuteczna i mimo, że pracujemy nad rzeczami związanymi z moim podejściem do walk, to rykoszetem dostaję chociażby moja samokontrola i podejście do życia. Pracujemy razem również na płaszczyźnie dietetycznej. Robienie wagi nigdy nie było tak proste."
Sprawdź
Łukasz Smarzyński - Bokser
"Należę do ludzi dla których doba jest o wiele za krótka. Dwunastogodzinna zmiana nad grillem, po 22 trening, a każdą wolną chwilę staram się poświęcić rodzinie i efektem tego jest przemęczenie, które w oczywisty sposób odbierało mi chęci do dalszej pracy, co skutkowało moim zaangażowaniem na 50% i brakiem progresu, a wręcz spadkiem wszelkich wyników. Ok. pół roku temu rozpocząłem współpracę z Bartłomiejem Florkiem, początkowo bardzo sceptycznie i z lekkim uśmiechem podchodziłem do tematu hipnozy jednak po namyśle stwierdziłem „co mi tam" I spróbowałem. Bartek okazał się naprawdę spoko gościem, który bardzo chętnie odpowiedział na wszelkie pytania, a także dopytał o wszystko nad czym chciałabym pracować. No i się zaczęło, po wstępie rozpoczęliśmy pierwszą sesję hipnotyczną w ciągu ok. godziny w bardzo przyjemnym stanie głębokiej relaksacji rozpocząłem pracę nad tym co chciałbym zmienić w swoim boksie, a efekty odczułem już w kolejnej walce. Warto spróbować."
Sprawdź
Daniel Bastrzyk
"Cześć Bartek, jeszcze raz chcę ci podziękować, widzę coraz więcej pozytywnych zmian, wygrałem z prokrastynacją, dodatkowo stałem się konfliktowy, z cichego chłopca do bicia stałem się gościem który nie ma problemu powiedzieć, nie, będzie pomojemu, to mi nie pasuje, lub spierdalaj, nie mam problemu z wywoływanie konfliktów gdy ktoś przekracza moje granice lub mnie nie szanuje, i nie dlatego że stało się to proste bo nie stało nadal jest stresujące ale mam to w dupie bo albo strach rucha cię albo ty go, stałem się dużo bardziej samo sterowny, długo by wymieniać, narazie to tylko początek bo ja się dopiero rozkręcam, Dzięki wielkie za twoją pomoc, "pozwól sobie", i "rób to tylko codziennie"
Sprawdź
Olaf Meller
"Jeśli chcesz: - Porozmawiać o swoich traumach z dzieciństwa - Przedyskutować swoje relacje z rodzicami i pozastanawiać się dlaczego jesteś taki a nie inny - Małymi krokami zacząć wyciszać swoje demony, szukać spokoju, a najlepiej znieczulenia od tego strasznego, ciężkiego życia… To poszukaj innego specjalisty ;) ALE. Jeśli chcesz dogadać się ze swoimi demonami. Umieć je wykorzystać tak żeby być na maksa skuteczny w swoim życiu. Wszystko jedno czy w sferze zawodowej czy osobistej. Jeśli chcesz czerpać z życia tyle ile się da. Omijać kompromisy i przeszkody. Pewnym siebie sięgać po swoje marzenia z uśmiechem na ustach. …To umów się na mentoring do Bartka. I lepiej się pospiesz, bo nie wiem czy w Polsce znajdziesz drugiego tak profesjonalnego i skutecznego gościa."
Sprawdź
Radosław Jasiński
"Siemanko. Muszę Ci podziękować za pracę którą wykonałeś, tak naprawdę od serca. Fajnie jest stawiać na swoim i być niezależnym, oraz nie mieć ciągle w głowie starej traumy. Jedynie szkoda że nie trafiłem do Ciebie parę lat temu. Robisz zajebistą robotę"
Sprawdź
Rafał
"20.02 odbyłem sesje, laczem video z mieszkania, która dotyczyła mojego leku przestrzennego. Bałem się tzw. dziurawej podłogi, czyli widzieć przestrzeń pod sobą. 28.02 sprawdziłem i powiem... pomogło. Wszedłem na most wiszący Blackforest Line. Z małym wsparciem kolegi i nierozglądajac się zbytnio w dół :) przeszłem i wróciłem. Nawet się nie pociłem. Wiadomo musiałem się trzymać poręczy i nie było zafajnie kiedy bujało mostem ale najważniejsze... nie czułem jak wcześniej strasznego lęku i nie miałem uczucia "zaciśniętej" klatki piersiowej. Przy końcach nawet puszczałem poręcz:) jeszcze pewnie kilka takich akcji i może będzie dobrze :)"
Sprawdź
Tomek Sornat
"Jestem zadowolony z materiałów do autohipnozy Bartka Florka. Jego podejście do procesu hipnotycznego jest niesamowicie skuteczne i inspirujące. Jego głos płynnie wprowadza mnie w podróż do głębokiego relaksu i transformacji. Materiały są pełne pozytywnej energii i motywacji. Dzięki nim mogłem odkryć nowe poziomy świadomości i zastosować hipnoterapię do własnego rozwoju i doświadczenia wewnętrznej transformacji. Jego technika skupia się na pozytywnych aspektach życia, samoulepszaniu i osiąganiu harmonii wewnętrznej. Czułem nieomal jego fizyczną obecność, wsparcie do działania po każdej sesji autohipnozy. Nagrania są skonstruowane w sposób budujący zaufanie i zapewniają bezpieczne i przyjemne doświadczenie hipnotyczne. Kto szuka sposobów na poprawę swojego samopoczucia, uwolnienie od stresu i rozwinięcie swojego potencjału znajdzie w nich nieocenioną pomoc."
Sprawdź
Przemysław
"Jestem zadowolony ponieważ autohipnoza oraz konsultacja telefoniczna z Bartkiem dały mi więcej niż kilkumiesięczna psychoterapia systemowa a to dlatego, że dostałem rozwiązania oraz narzędzia do pracy nad sobą. Polecam"
Sprawdź
Kinga
"Pełen profesjonalizm. Rewelacyjny człowiek świetna współpraca. Jestem mega wdzięczna że tu trafiłam i polecam każdemu z całego serca 💜"
Sprawdź
Michał
"Polecam! Mam wrażenie , że po 3 sesjach więcej się u mnie zmieniło na lepsze niż po 2 latach psychoterapii."
Sprawdź
Krzysztof
"Podstawą do rozpoczęcia hipnozy u Bartka było jego profesjonalne podejście do zrozumienie moich traum i fobi z jakimi zmagam się od przeszło 30 lat. Wiem, że jestem ciężkim przypadkiem ale już po pierwszej hipnozie 30 letnia skała we mnie zaczęła pękać. Serdecznie polecam każdemu z małymi i dużymi problemami z którymi sobie nie radzi."
Sprawdź
Karol
"Cześć, chciałem się podzielić opinia z już drugiej sesji hipnoterapii. Swoja przygodę z samorozwojem jak i odkrywaniem siebie zacząłem parę lat temu, od psychologii, psychoterapii, cyberpsychotroniki no i hipnoterapia, jedyne co moge powiedziec wielki poklon dla Bartka. Nie potrafiłem się wysłowić po hipnoterapii tyle refleksji do mnie dotarło, zauważyłem wkoncu to czego nie widziałem przez ten cały czas..., Jest to zloty graal moich poszukiwań, ten klej który skleił te wszystkie puzzle które zbierałem przez tyle lat. Bardzo dziękuje i będę kontynuował, jest to tak potężne narzędzie a w wykonaniu Bartka jest to po prostu majstersztyk, czapki z głów, wybitny rzemieślnik swojego fachu, polecam z całego serca."
Sprawdź