Fragment programu : POSTAW(A) na SIEBIE – Przestań się leczyć, zacznij się TWORZYĆ
To nie jest tylko kwestia lenistwa czy braku ambicji. To głęboko zakorzeniony strach przed nieznanym, przed porażką, przed odrzuceniem. Freud wiedział, że wolność wymaga od nas nie tylko akceptacji sukcesów, ale także porażek. Musimy być gotowi na to, że nie zawsze wszystko pójdzie po naszej myśli, że będziemy musieli stawić czoła krytyce i liczyć się z konsekwencjami naszych błędów. A to jest coś, co może nas przerażać. Ale Ty już wiesz… Wiesz, że możesz nic nie mówić, nic nie robić i być po prostu nikim, jak już wcześniej nazwał to Arystoteles. Wybór jak zawsze jest po Twojej stronie i należy tylko do Ciebie.
Ale Freud nie zostawia nas samych z tym przesłaniem. Jego prace, pełne analiz ludzkiej psychiki, pokazują nam drogę do wolności poprzez samopoznanie, przez zrozumienie własnych motywacji, lęków, pragnień. I o ile sama psychoanaliza pozostawia wiele do życzenia, o tyle, kiedy podejdziemy do jego filozofii pragmatycznie, to z pewnością możemy wyciągnąć z niej jakąś wartość. Mówi nam: „Tak, odpowiedzialność jest przerażająca. Ale jest też pierwszym krokiem do prawdziwej wolności. Do życia, w którym to ty jesteś kapitanem na własnym statku, niezależnie od tego, jak gwałtowne są fale.”
Podsumowując, Freud pokazuje nam, że pragnienie wolności bez akceptacji odpowiedzialności jest jak chęć latania bez opuszczenia gniazda. Prawdziwa wolność wymaga odwagi, aby stawić czoła nie tylko światu zewnętrznemu, ale przede wszystkim własnemu wnętrzu. To droga przez mękę, ale tylko ta droga prowadzi do prawdziwej, nieograniczonej wolności.
Pozwolę sobie to sprowadzić do pewnej tezy, którą może nie dosłownie, ale przedstawił nie kto inny jak Viktor Frankl – austriacki psychiatra i neurolog, który przetrwał Holocaust. Frankl w swojej książce „Człowiek w poszukiwaniu sensu” (oryg. „Man’s Search for Meaning”) opisuje, jak ważne jest znalezienie i nadanie głębokiego sensu w życiu, nawet (a może przede wszystkim..) w obliczu ogromnego cierpienia.
Bo jeśli już założymy, że życie to nie puste szczęście, a życie to cierpienie, możemy podejść do tego w plastyczny sposób. Skoro już wiemy, że życie jest pełne cierpienia i bólu, to tylko od nas zależy w jaki sposób do tego podejdziemy. Mówiąc wprost, możesz cierpieć bez sensu, albo możesz też nadać sens swojemu cierpieniu, skoro już i tak wiesz, że cierpisz. Nasz rodak, Robert Karaś, powiedział kiedyś i tutaj cytat : “Kiedy cierpię, czuję wolność”. Ahh.. Dalej ta wolność..
Frankl, bazując na swoich doświadczeniach z obozów koncentracyjnych, rozwinął logoterapię – kierunek w psychoterapii, który koncentruje się na poszukiwaniu sensu życia jako kluczowej motywacji ludzkiej egzystencji. Twierdził, że nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach cierpienia, człowiek może STWORZYĆ – powtórzę – STWORZYĆ osobisty sens, który nie tylko pomoże mu przetrwać, ale również da mu siłę do życia.
Frankl podkreślał, że życie to cierpienie, ale to, jak się do tego cierpienia odnosimy, zależy od nas samych. Możemy cierpieć bez sensu, poddając się rozpaczy i nihilizmowi, albo możemy nadać cierpieniu głębszy sens, który pomoże nam nie tylko przetrwać, ale i rozwijać się jako jednostka. Kluczową kwestią jest tutaj aktywne nadanie sensu, nawet w najbardziej przygnębiających okolicznościach, co Frankl uważał za fundamentalne dla ludzkiej natury.
Podsumowując, to właśnie Viktor Frankl mówił o możliwości cierpienia z sensem lub bez sensu, podkreślając, że poszukiwanie, tworzenie i nadawanie sensu w cierpieniu może być potężnym narzędziem, które pozwala ludziom przezwyciężać najtrudniejsze wyzwania życiowe.
Pójdźmy dalej, dalej w stronę bólu, którego tak bardzo unikamy, a który defacto jest jedynym źródłem zmiany. Poprawna politycznie psychologia, mówi nam często byśmy uciekali, kiedy czujemy się atakowani czy zagubieni. Wkurwia Cię kolega z którym jesteś przy biurku w pracy? Idź do szefa, poproś o przeniesienie. Wkurzają Cię swoje myśli? Odrzuć je, zapomnij, ucieknij. Nosisz w sobie ogrom emocji? Tłum je, znajdź kogoś, komu się wygadasz, poklepie Cię po ramieniu i na pewno to coś zmieni. Serio kurwa? Wieczna ucieczka i metaprogram “od” (ucieczka od problemu) ma być tym lekarstwem, które pozwoli Ci prawdziwie żyć? Z jakiego powodu odbieramy ludziom największy czynnik zmiany czyli właśnie ból i cierpienie? Przecież kiedy zaczyna być już tak nieznośny, to jesteś tak blisko, by wreszcie się z nim skonfrontować, otworzyć, napluć w twarz i powiedzieć DOŚĆ, MAM KURWA CIEBIE DOŚĆ, OD TERAZ JA TU RZĄDZĘ, A TY SŁUCHASZ I DZIAŁAMY OD TERAZ RAZEM, JA JAKO STER, TY JAKO MOJE PALIWO. Popatrz na alkoholików i na ich cudowne nawrócenia. Kiedy sięgają już dna, kiedy są już jedną nogą na tamtym świecie, spora część z nich nagle się kurwa nawraca! Jak to się dzieje?? Ból i cierpienie były już o wiele większe niż opór przed zmianą. To jest ten paradoks. Kiedy boli Cię głowa, ale zaraz zaczyna boleć ząb, który boli mocniej, nagle nie czujesz już głowy, a całą swoją uwagę skupiasz na zębie mimo, że głowa wcale nie przestała Cię boleć.. Kiedy cierpisz i boli na tyle mocno, że nie masz już dosłownie wyjścia i opór przed zmianą czyli przed nowym zaczyna być mniejszy od bólu i cierpienia, nagle chcesz zaryzykować i stawiasz wszystko na jedną kartę.. Tyle, tylko tyle, I AŻ TYLE. Zwróć uwagę jak Ci ludzie nagle się zmieniają, zaczynają wierzyć, nauczać innych, odwracają swoje życie o 180 stopni dosłownie w moment! Tym momentem było właśnie sięgnięcie dna, a co za tym idzie odczuwanie ogromnego bólu i cierpienia, który finalnie obrócili w sens! Nietzsche mówił, że co nas nie zabije, to nas wzmocni i miał kurwa absolutną rację. Oczywiście jest to obosieczne ostrze, bo to, co wzmocni jednego, może dosłownie zabić drugiego, ale to już w dużej mierze kwestia Twojej świadomości i umiejętności kreowania. Bo kiedy nie jesteś świadomy, to nawet nie zorientujesz się, że coś Ci jest. Żeby jednak się zorientować i coś z tym zrobić – musisz mieć narzędzia. Narzędzia, którymi obsłużysz się niczym Picasso pędzel. Te narzędzia właśnie teraz Ci podsuwam. W myśl świadomości zacytuję teraz naszego rodaka, Jonasza Koftę, który napisał:
„Raz półgłówka uwierał podgłówek,
Przez całą noc doskwierał mu ból.
Lecz na zdrowiu ucierpiał w połowie,
Bowiem główki miał tylko pół.
Morał?
Doznajemy bowiem przykrości
Proporcjonalnie do świadomości.”
Co to oznacza? Że jeśli nie jesteś świadomy, to nawet nie zorientujesz się, że coś Ci jest. I owszem, czasem może być to błogosławieństwo. Czasem niewiedza może być błogosławieństwem, a czasem czymś co dosłownie Cię zabije. Filozofia Nietzschego w myśl co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, jest obosiecznym ostrzem. Co wybierasz..?
Wracając jeszcze do bólu, który może być niezrozumiały i nielogiczny, z podpowiedzią przychodzi po raz kolejny David Goggins i tutaj cytat : „By stać się osobą, którą CHCIAŁEM być zacząłem postrzegać siebie jako najsłabszego człowieka, którego Bóg kiedykolwiek stworzył. Jednak nigdy nie miałem do Niego o to pretensji. I to bycie najsłabszym człowiekiem w historii chciałem przemienić w bycie najtwardszym ze wszystkich ludzi. Aby tego dokonać potrzebne było mi przejście przez piekło – bo tylko w ten sposób mogłem zbudować potrzebny mi mózg – tylko przez BÓL i CIERPIENIE.”
Co mówi dalej Goggins i co na ten temat ma do powiedzenia również kilkukrotnie przytoczony już Nietzsche? I tutaj cytat..
„Co jest najpewniejszym motywatorem do osobistej wewnętrznej i zewnętrznej zmiany? BÓL.”
A co mówi dalej Goggins?
„Ludzie najbardziej zmieniają się pod wpływem bólu! Powiem więcej, ludzie zmieniają się jedynie pod wpływem bólu”.
Kolejny cytat..
“Ból jest jedyną skuteczną droga do zmiany. Piękno rodzi się w bólu. Przykład? Matka, która rodzi dziecko”.
To właśnie ból kształtuje nasz charakter
Kolejny cytat..
„Unikając bólu musielibyśmy się wyrzec wielu przyjemności” I to był Nietzsche.
Goggins, znany z brutalnej szczerości i nieugiętej determinacji (jak już się miałeś okazję przekonać), nie tylko mówi, ale żyje według zasady, że prawdziwa zmiana wymaga przejścia przez ogień bólu i cierpienia. To nie jest zwykłe motywacyjne pierdolenie, bo wg. Gogginsa motywacja nie istnieje. To, co do nas mówi jest mapą drogową jego życia.
Zacznijmy od początku: Goggins opisuje siebie jako „najsłabszego człowieka, którego Bóg kiedykolwiek stworzył”. To mocne stwierdzenie, ale nie jest to samoobwinianie czy lament. To punkt wyjścia. Goggins pokazuje, że niezależnie od tego, jak beznadziejna wydaje się nasza sytuacja, jak nisko oceniamy swoje możliwości, zawsze jest miejsce na zmianę. Ale zmiana ta wymaga brutalnej szczerości wobec siebie samego.. Tylko w taki sposób, tylko będąc szczerym wobec siebie i samemu ze sobą, możesz tą zmianę stworzyć.
Następnie Goggins mówi, że „nigdy nie miałem do Niego (czytaj do Boga) o to pretensji”. To ważne, bo pokazuje, że odpowiedzialność za nasze życie leży w nas samych, a nie w zewnętrznych siłach czy okolicznościach. Goggins nie szuka winnych swojej sytuacji; nie obwinia Boga, losu czy innych ludzi. On wie, że jedyną drogą do zmiany jest wzięcie pełnej odpowiedzialności za swoje życie. Zwróć uwagę – znów odpowiedzialność leży tylko po stronie nas samych.
I tu dochodzimy do sedna: przemiana z najsłabszego w najtwardszego. Goggins nie mówi o łatwych rozwiązaniach. Nie ma tu miejsca na półśrodki. „Potrzebne było mi przejście przez piekło” – mówi. To stwierdzenie oddaje całą głębię i intensywność procesu. Goggins doskonale wie, że prawdziwa zmiana wymaga konfrontacji z najgłębszymi lękami, najcięższymi wyzwaniami, najbardziej bolesnymi doświadczeniami. To nie jest spacer po parku; to pierdolony maraton przez najgorętsze piekło i pustkę.
„Bo tylko w ten sposób mogłem zbudować potrzebny mi mózg – tylko przez BÓL i CIERPIENIE” – mówi. Goggins rozumie, że siła, odporność, determinacja to nie są cechy, które można nabyć przez łatwe doświadczenia. Musimy być testowani, musimy być popychani do naszych granic, czasami nawet poza nie. Ból i cierpienie to nie są nasi wrogowie; to nasi nauczyciele i przyjaciele. To oni kształtują nasz charakter, naszą wolę, naszą determinację. Baaa..To my kształtujemy nasz charakter, wolę i determinację z ich pomocą!
Co więcej, ta filozofia Gogginsa pokazuje, że nie ma skrótów do bycia „najtwardszym ze wszystkich ludzi” jak sam mówi. To wymaga ciężkiej pracy, determinacji, niezliczonych godzin treningu, fizycznego i mentalnego. Wymaga to także gotowości do ponoszenia porażek, bo to przecież one uczą nas najlepiej jeśli oczywiście wyciągamy wnioski i podchodzimy do nich jak do lekcji i możliwości rozwoju. Do wstawania z kolan po każdym upadku, do ciągłego wyznaczania sobie coraz to nowych, wyższych celów…
Idźmy dalej..
„Unikając bólu musielibyśmy się wyrzec wielu przyjemności”.
Ta myśl Nietzschego dotyka jednego z kluczowych aspektów ludzkiej egzystencji: dychotomii między bólem a przyjemnością. Filozof wskazuje na nieodłączną zależność tych dwóch doświadczeń, podkreślając, że unikanie jednego może prowadzić do utraty drugiego. To głęboka prawda o ludzkiej kondycji, która wymaga od nas zrozumienia i akceptacji bólu jako części drogi do głębszych, bardziej satysfakcjonujących form przyjemności.
Nietzsche, zamiast propagować unikanie cierpienia za wszelką cenę, zachęca do jego przyjęcia jako nieodłącznego elementu życia, który ma potencjał do kształtowania naszej siły i charakteru. Ból, w jego filozofii, nie jest czymś, czego należy się bać czy unikać, ale raczej czymś, co można przekształcić w wartość dodaną dla naszego życia.
Podążając za tą myślą, Nietzsche sugeruje, że pełne doświadczenie życia wymaga od nas odwagi do stawienia czoła bólowi. To właśnie przez nasze doświadczenia bólu, przez naszą zdolność do radzenia sobie z nim i przekraczania go, otwieramy sobie drogę do głębszych poziomów przyjemności i zadowolenia z życia. Unikając bólu, skazujemy się na płytkie, ograniczone doświadczanie świata, pozbawione głębi i autentyczności, które mogą zapewnić trudniejsze, ale ostatecznie bardziej satysfakcjonujące ścieżki.
Co więcej… Nietzsche podkreśla, że w bólu kryje się potencjał do osobistego wzrostu i samopoznania. To przez wyzwania, przez cierpienie, uczymy się najwięcej o sobie samych, o naszych ograniczeniach, ale także o naszej sile i możliwościach przekraczania tych granic. Ból staje się więc nie tylko ceną za głębsze przyjemności, ale również narzędziem transformacji i samodoskonalenia.
W tym kontekście, słowa Nietzschego są przypomnieniem, że życie w pełni, życie autentyczne, wymaga od nas gotowości do zaakceptowania całego spektrum ludzkich doświadczeń, zarówno tych bolesnych, jak i tych radosnych. To jest jak pierdolony psalm, który zachęca nas do pełniejszego, bardziej zaangażowanego uczestnictwa w życiu, z wszystkimi jego wzlotami i upadkami.
A granice..? Widziałeś je kiedykolwiek..? Dotknąłeś ich kiedykolwiek..? Zauważyłeś..? Poczułeś..? Usłyszałeś..? Czy przypadkiem są tylko wytworem Twojej percepcji i systemu wartości, przez co z góry zakładasz, że coś jest niemożliwe czy też nieprawdopodobne..?
Najwyższy czas na kolejne mocne nazwiska z kolejnym mocnym i trafnym przekazem właśnie w kontekście tych wyimaginowanych granic.
I tutaj kłaniam się w stronę Thora Heyerdahla, norweskiego etnografa i podróżnika, który powiedział…
„Granice? Nigdy żadnej nie widziałem, ale słyszałem, że istnieją w umysłach niektórych ludzi”.
Thor Heyerdahl trafił w sedno. Kiedy mówił o granicach, nie miał na myśli tych linii na mapie czy murów dzielących państwa… Chodziło mu o te cholerne bariery, które sobie stawiamy w głowach. Są jak więzienia, tylko że klucz do ich zamków mamy schowany głęboko w kieszeniach naszych własnych strachów, wątpliwości i lenistwa…
Pomyśl o tym… Ile razy powiedziałeś sobie: „Nie dam rady”, „To za trudne”, „Nie jestem dość dobry”? To właśnie te słowa rzeźbią te pieprzone granice w Twoim umyśle… Ale prawda jest taka, że większość z tych ograniczeń to burdel na kółkach. Są jak duchy – wydają się realne, dopóki nie podejdziesz bliżej i nie przejrzysz przez nie na wylot.
Zobacz.. Heyerdahl był gościem, który nie akceptował status quo. Nie słuchał tych, co mówili „nie da się”. Zbudował tratwę Kon-Tiki i przepłynął Pacyfik, aby udowodnić, że przedwieczne cywilizacje mogły kontaktować się ze sobą, przekraczając ogromne odległości oceanów. Wszyscy wokół mówili mu, że jest szalony, że to niemożliwe. A jednak on to zrobił. Pokazał, że granice istnieją tylko w naszych głowach.
Masz w sobie coś, co chcesz zrobić, ale ciągle sobie mówisz, że nie możesz..? Że to za wysoko zawieszona poprzeczka..? Pora byś wreszcie obalił ten mur, który sobie stawiasz.. To jest ten moment, kiedy musisz zacząć wierzyć, że jedyne prawdziwe ograniczenia, to te, które sam sobie narzucasz…
Zacznij od małego, a jak wolisz to od dużego – Twoja sprawa. Stawiaj sobie wyzwania, które wydają się być na granicy twoich możliwości, a potem je przekraczaj. Z każdym razem, gdy to zrobisz, ta chujowa mentalna bariera stanie się coraz cieńsza, aż w końcu całkowicie zniknie… I nagle.. odkryjesz, że możesz więcej niż kiedykolwiek przypuszczałeś…
Pamiętaj, że życie to nie jest spacer po parku. Będzie ciężko, będziesz padać, ale to właśnie chwile, kiedy podnosisz się z kolan i idziesz dalej, mogą definiować kim jesteś. Nie ma tutaj miejsca na pierdolenie się w tańcu i użalanie nad samym sobą… To walka, ale pamiętaj, że największy przeciwnik, z którym musisz walczyć, mieszka między twoimi uszami.
Granice..? To bzdura… Zburz te ściany, wywal w powietrze te kajdany i pokaż światu, na co cię stać. Pokaż to przede wszystkim sobie. Thor Heyerdahl to zrobił. Teraz kolej na ciebie…
A teraz jeden z moich ulubionych, choć w sumie tych ulubionych mam dość sporo i sukcesywnie ich przybywa. Jednym z nich jest nie kto inny jak Steven Pressfield, który powiedział: “Dziecko, geniusz i wariat nie mają żadnego problemu z uwierzeniem w nieprawdopodobne. Tylko ty i ja tego nie potrafimy z naszymi dużymi mózgami i malutkimi sercami, które wątpią, zastanawiają się i wahają.”
Steven Pressfield trafił w dziesiątkę, rozwalając system naszych ograniczeń niczym dynamit skałę… Kiedy mówi o dzieciach, geniuszach i wariatach, widzi w tym głębszy sens. To właśnie oni żyją poza ramami, poza tymi wszystkimi społecznymi i kulturowymi ograniczeniami, które nas, dorosłych trzymają za mordę. Dzieci, z ich nieograniczoną wyobraźnią, geniusze, z ich niezachwianą wiarą w to, co robią, i wariaci, którzy nie dają się spętać konwencjami… – wszyscy oni mają to coś, czego nam brakuje.. Co to takiego..? Zdolność do wierzenia w nieprawdopodobne bez chwili wahania.
My, z naszymi „wielkimi mózgami”, jesteśmy mistrzami w znajdowaniu problemów. Analizujemy, rozkminiamy, kalkulujemy ryzyko… I co z tego mamy..? Małe serca pełne wątpliwości, które zamiast pchać nas do przodu, ciągną nas w dół jak cholerne kotwice. Boimy się, boimy się ryzyka, porażki, odrzucenia, a przecież to właśnie one są nieodzownym elementem rozwoju. To nasze „duże mózgi” nas paraliżują, zamiast służyć jako narzędzie do przełamywania barier.
Dzieciak, który wierzy, że może latać, nie martwi się o to, co powiedzą inni, czy o to, że fizyka mówi coś innego. Tak samo jak trzmiel, który niby nie powinien latać, bo jest za ciężki, a lata. Dzieciak po prostu rozkłada ręce i biegnie, czując wiatr we włosach, śmiejąc się i ciesząc się chwilą. Geniusz, jak Einstein czy Da Vinci, nie zastanawiał się, czy jego teorie zostaną zaakceptowane przez akademicki świat. Oni po prostu wierzyli w swoje wizje i pracowali nad nimi z pasją, która spala wszystko na swojej drodze. A wariat..? Wariat to kurwa artysta życia, który tańczy na krawędzi, nie zważając na to, co „normalni” ludzie pomyślą.
To właśnie ta bezgraniczna wiara w nieprawdopodobne jest kluczem do przełamywania granic. Kiedy przestajesz się ograniczać, zaczynasz dostrzegać możliwości tam, gdzie inni widzą tylko ściany. Możemy się nauczyć od dzieci, geniuszy i wariatów, jak żyć pełnią życia, jak kochać bezwarunkowo, marzyć bez ograniczeń i dążyć do celu z determinacją, która nie zna słowa „niemożliwe”.
Co Ty na to..? Chcesz dalej siedzieć w swojej bezpiecznej bańce, analizując każdy ruch..? Czy może jesteś gotów rzucić wszystko na jedną kartę i żyć pełnią życia..? Tu nie chodzi o to, by stać się naiwnym czy ignorować rzeczywistość. Chodzi o to, by znaleźć w sobie tę niezachwianą wiarę w siebie i swoją sprawczość, która pozwoli Ci przekraczać granice i osiągać to, co wydawało się niemożliwe.
Pressfield miał rację… To my sami stawiamy sobie te bariery, z naszymi „dużymi mózgami” i „małymi sercami”. Ale też tylko my możemy je zburzyć. Zacznij wierzyć, jak dziecko, myśleć jak geniusz i żyć jak wariat. Tylko wtedy zrozumiesz, że jedynymi ograniczeniami, które naprawdę masz, są te, które sam sobie narzucasz…
Rozwijając tę myśl, zagłębiamy się w sedno ludzkiej psychiki i kulturowych ograniczeń, które nas definiują i jednocześnie paraliżują. Jego spostrzeżenie dotyczy nie tylko prostych obserwacji dotyczących dzieci, geniuszy i wariatów, ale porusza fundamentalną prawdę o naszej zdolności do marzenia, wierzenia i przekraczania granic tego, co uznajemy za możliwe. To nie jest tylko przelotna refleksja. To manifest na temat ludzkiego ducha i jego nieskończonych możliwości, które są tłamszone przez nasze „duże mózgi” i „małe serca”.
Dzieci, w swojej niewinności i nieograniczonej wyobraźni, żyją w świecie, gdzie wszystko jest możliwe. Nie znają jeszcze reguł, nie zostały zainfekowane wirusem wątpliwości i strachu, który tak często paraliżuje dorosłych. Dla dziecka skok z kanapy to lot na Księżyc, a kartonowe pudełko to zamek lub statek kosmiczny. W ich świecie nie ma słów: „nie można”, jest tylko: „zróbmy to”. To podejście, ta bezwarunkowa wiara w możliwości, jest tym, czego nam dorosłym brakuje najbardziej. Boimy się porażki, odrzucenia, wyśmiania. Te lęki skutecznie zamykają nas w klatce, z której tak trudno się wydostać.
Geniusze, z drugiej strony, to ludzie, którzy potrafią zobaczyć to, czego inni nie dostrzegają. Pracują z pasją nad swoimi wizjami, często w izolacji, ignorując sceptycyzm i krytykę. Dla nich jest tylko: „muszę, bo mogę to zrobić”. Ich determinacja i wiara w swoje idee są tak silne, że z czasem reszta świata nie ma wyboru, jak tylko podążać za nimi. Albert Einstein, Leonardo da Vinci, Marie Curie – wszyscy oni mieli wizje, które w momencie ich powstania wydawały się niemożliwe do realizacji. A jednak, dzięki ich niezłomnej wierze i pracy.. – zmienili świat.
Wariatów często postrzega się jako osoby żyjące na marginesie społeczeństwa, ale w swoim szaleństwie kryją się często ziarna geniuszu. Ich odmienność, odwaga, by być inaczej i myśleć inaczej, to cechy, które w odpowiednim świetle mogą oświetlić nowe ścieżki dla reszty z nas. W ich „szaleństwie” często kryje się głęboka prawda o ludzkiej kondycji, o naszym strachu przed odrzuceniem i pragnieniu akceptacji. Przytłaczająca potrzeba bycia „normalnym” często dusi w nas iskrę indywidualności, która ma potencjał zmienić wszystko.
Nasz „duży mózg” powinien być naszym największym atutem. Powinien pozwalać nam analizować, adaptować się i rozwijać. Jednak zbyt często staje się więzieniem naszych „małych serc”. Nasza inteligencja, zamiast służyć jako narzędzie do rozwiązywania problemów, staje się narzędziem do ich tworzenia. Obawiamy się ryzyka, bo analiza pokazuje nam wszystkie możliwe scenariusze porażki. Zapominamy, że w każdym z tych scenariuszy istnieje też możliwość sukcesu, który może być o wiele większy niż cokolwiek, co jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
Jeszcze raz podkreślam.. – Możemy nauczyć się od dzieci, jak czerpać radość z procesu odkrywania, nie martwiąc się o wynik. Od geniuszy – jak być nieugiętym w dążeniu do realizacji naszych wizji, nawet jeśli cały świat mówi nam, że się mylimy. I od wariatów – jak żyć z pasją, nie obawiając się oceny innych. Możemy nauczyć się, że nasze „duże mózgi” nie są naszym wrogiem. Są narzędziem, które, jeśli zostanie użyte prawidłowo, może pomóc nam przełamać ograniczenia naszych „małych serc” i pozwolić nam żyć pełnią życia, o jakim zawsze marzyliśmy.
To nie jest łatwe zadanie… Wymaga pracy nad sobą, odwagi do stawiania czoła naszym lękom i determinacji, by iść naprzód, nawet gdy wszystko wydaje się być przeciwko nam… Ale nagroda za tę pracę jest bezcenna. To wolność od wewnętrznych ograniczeń, możliwość realizacji naszych najśmielszych marzeń i życie, które jest pełne i autentyczne.
Pressfield pokazuje nam drogę, ale to my musimy zdecydować się na ten pierwszy krok. Odrzucenie naszych „dużych mózgów” i „małych serc” na rzecz większej wiary w siebie i nasze możliwości jest jedynym sposobem, by prawdziwie żyć, a nie tylko istnieć.
Podczas tej drogi, drogi tworzenia swojej POSTAWY, nie raz i nie dwa napotkasz jakiś problem, ale nie wiem czy wiesz, że problem to nic innego jak ukryta możliwość.. – pytanie tylko czy jesteś w stanie ją dostrzec… Ta ukryta możliwość nie zawsze wychodzi od razu, a to oznacza, że możesz nie dostrzec jej w tej chwili. Twoje szanse na jej dostrzeżenie wzrastają proporcjonalnie do umiejętności dysocjacji, którą możesz WYTRENOWAĆ. Dysocjacja to w ogromnym uproszczeniu, umiejętność spojrzenia na problem całkowicie z boku i bez emocji. Wzięcie go takim, jakim de facto jest, a nie jakim go postrzegasz.
Kiedy już się umiejętnie zdysocjujesz, istnieje wielka szansa, że dostrzeżesz jakie możliwości płyną za tym problemem, który jeszcze chwile temu wydawał się nie do przeskoczenia, a jak się finalnie okaże, być może wyciągniesz z niego więcej wartości niż Ci się wydaje. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób do niego podejdziesz.
I tutaj z pomocą przychodzi kolejny raz Winston Churchill, który powiedział kiedyś : „Pesymista widzi trudność przy każdej okazji. Optymista widzi okazję przy każdej trudności”.
Pesymista? To ten typ, co zawsze znajdzie powód, żeby narzekać. „O kurwa, znowu deszcz”, „Cholera, znowu poniedziałek”. Dla niego świat to seria nieszczęść, a każda przeszkoda to jakby ściana z betonu, nie do zburzenia. Pesymista siedzi, płacze nad swoim losem i nie rusza dupy, bo po co..? Przecież i tak będzie do dupy więc po co cokolwiek robić…
Optymista? Patrzy na te same chujowe sytuacje, ale w inny sposób, bo widzi w nich szansę. „Deszcz? Spoko, będę biegał w jebanym deszczu i to na pewno mnie jeszcze bardziej wzmocni”. „Poniedziałek? Nowy tydzień, nowe możliwości”. Dla optymisty każda przeszkoda i każdy problem to nic innego jak sprawdzian jego podejścia. Coś mnie zatrzymuje? Okej, pokaż jak mocny jesteś i jak długo zdołasz mnie utrzymać.
Churchill wiedział co mówi, bo przez swoje życie przeszedł napotykając wiele trudności, a co za tym idzie wiele problemów. Przeżył wojny, porażki, ale nigdy nie przestał szukać okazji do wyjścia na prostą. To zdanie to nie tylko filozofia, to najlepszy przepis na życie. Niezależnie od tego, jak ciężko jest teraz, jak ciemno przed Tobą, zawsze jest jakieś wyjście, jakaś szansa. Trzeba tylko zmienić perspektywę, bo zamiast płakać, zawsze możesz zacisnąć zęby i iść do przodu.
Co Churchill mógł mieć na myśli..? Że życie to Twoja bitwa, a Ty wybierasz, czy będziesz lamentować i spuszczać się nad każdą raną, czy będziesz szukał sposobu, żeby ją wykorzystać i przez to się wzmocnić i wzrastać. To jest to, co oddziela zwycięzców od przegranych. Nie to, ile razy upadniesz, ale to, ile razy wstaniesz z kolan i pójdziesz dalej, patrząc na trudności jak na szansę, które z tej sytuacji możesz wyciągnąć…
Pamiętasz..? Nie ma światła bez ciemności, nie ma szczęścia bez cierpienia i tak samo nie ma możliwości bez problemów…
Proces budowania i tworzenia Twojej nowej postawy, przyniesie zapewne wiele myśli, które mogą krążyć wokół siebie – jedna po drugiej. Wszystko byłoby fajnie, gdyby te myśli kierowały Cię tylko w stronę osiągania, ale tak kolorowo na pewno nie będzie. Dlatego.. I tutaj cytat : “Nie myśl – działaj. Możesz zawsze przeanalizować i poprawić to, co zrobiłeś, ale nie jesteś w stanie niczego dokonać dopóki nie zaczniesz działać. Bądź uparty, gdy zaczniesz działać. Najgorsze, co możesz zrobić, to zatrzymać się.”
Zacznijmy od początku..
Cały program : POSTAW(A) na SIEBIE – Przestań się leczyć, zacznij się TWORZYĆ